poniedziałek, 6 czerwca 2011

Kręcę i maluję...

Nie było nic do opisywania przez ostatni miesiąc, ale ostatnio zabrałam się znowu za zaległe meble i inne twórcze zajęcia i dzisiaj tylko na szybko wrzucam fotografie tychże, bo czasu nie ma na rozpisywanie i zaległości w opisach nadrobię później. A więc na początek urządzony kącik kawowy na balkonie- sprawdza się idealnie- słońce tylko z rana, w południe miły cień. Ławka kupiona surowa, więc po dniu malowania została poskręcana i w całości przezentuje się o tak:





Stolik kupiony za całe 40zł wyglądał nie bardzo przed malowaniem, a teraz jest śliczny- mówiąc skromnie...




A teraz o tym co kręcę...
Kręcę kolczyki, na razie marne próby moje, ale efekty już widać. Sutasz teraz zaczyna swoje 5 minut sławy, a więc i my u nas zaczynamy warsztaty z tego sposobu robienia niepowtarzalnej biżuterii.











To tyle relacji z placy boju, ale mam już w zanadrzu temat na kolejny post, a więc do zobaczenia.
Życzę udanego tygodnia.


czwartek, 21 kwietnia 2011

Wesołego Alleluja!


Dzisiaj zakończyłam maraton porządków wiosenno-świątecznych. Mieszkanie przeszło gruntowne zaglądanie w każdy kąt i wymiatanie zimowych kurzów. Wszystko pachnie świeżością i wiatrem, bo będąc wreszcie cały dzień w domu mogłam wywiesić pościel na balkon i wysuszyć trzy kolejki prania. Nogi mi wchodzą do p..., a ręce są w takim stanie, że nawet neutrogena im nie daje rady. Nawet Bianka zaliczyła kilkakrotne wyczesywanie, co może pozwoli ograniczyć ilość jej włosów i przetrwać święta bez odkurzacza :)
 Pogoda tak dopisuje w tym roku, że powinny być śliczne i ciepłe. Żeby były milsze zagościło już kilka dekoracji nawiązujących do Wielkanocy. W tym roku zakrólikowałam sie na całego. Są króliki z porcelany i króliki wycinane z kory brzozy i gliniane króliki i na drewnie decoupagowe króliki i na jajkach akrylowych króliki, ale wszystko z umiarem i w różnych pomieszczeniach, więc nie wygląda to nachalnie.






Poza tym na jednym ze wspominanych już kiermaszów kupiłam bardzo ładną ozdóbkę z kurą, która jak się okazało wyszła spod rąk apuni i do niej dorobiłam sobie naprędce mniejsze kwadratowe zawieszki. Wszystkie trzy są dwustronne i można je różnie konfigurować.



Nie myślcie sobie, że tak bez reszty oddałam sie ozdobom świątecznym,o nie! Przy okazji szycia poduszki dla jednej z was uszyłam inne dwie z napisami, które są dla mnie dopełniającą się nawzajem parą. Tam gdzie jest dom musi być miłość i tam gdzie jest miłość powinien być i dom.


Na koniec spieszę Wam wszystkim złożyć życzenia spokojnych, radosnych, pogodnych, ciepłych i niezapomnianych Świąt Wielkanocnych spędzonych w gronie rodziny z chwilami zadumy nad Zmartwychwstaniem Pańskim.

P.S. Dziękuję przy okazji za wszystkie kartki i życzenia.

środa, 13 kwietnia 2011

Wiejska półka...


Ostatnio trochę więcej myszkowałam na aukcjach i udało mi się kupić kilka mebelków po niecałe 30zł. Jednym z nich jest ta półka. Kupiłam ją na ślepo, byłam raczej przekonana, że mi nie wejdzie pod ten skos, ale w najgorszym razie miałam zamiar ją sprzedać komuś dalej. Kupiłam na wszelki wypadek drugą niższą ciutkę, żeby mieć w zanadrzu. Ku mojej uciesze okazało się że idelnie pasuje ta większa. Mimo niesprzyjającej mi w weekendy pogody zawziełam się i wyszlifowałam ją w domu, bo brakowało mi już cierpliwości- koniecznie chciałam już ją powiesić. Pomimo nowoczesnego wyglądu naszych kuchennych mebli w połączeniu z babcinymi dodatkami- puszeczkami,koszykami,haftowanymi firankami- wiejskość półki wcale nie koliduje. Fajnie przełamuje gładkie fronty szafek i syci swoim widokiem każdego, kto spojrzy z salonu w stronę kuchni. Oczywiście nie mogła być inaczej niż biała, ale tak jak w wypadku gazetnika zostawiłam w naturalnym kolorze haki na kubki. Może je polakieruję na ciemny dąb, ale to się jeszcze waży...


Zaczęłam już przygotowania do świąt: porządki w toku, ozdoby na prezenty zrobione i przyszły tydzień będzie dobry do wyciągnięcia wszystkich wielkanocnych skarbów, uwicia nowych wianków z bukszpanu.
Potem już tylko świętowanie...
W tamtym tygodniu wybrałam się na wystawę połączoną z kiermaszem wielkanocnym i w tym tygodniu mam jeszcze jedną odwiedzić w planach - co udało mi się kupić możecie zobaczyć na górnej półce półki po prawej stronie. Zbliżenia w następnym poście.



A to pierwotny look mojej wiejskiem półeczki...



Pozdrawiam i zapraszam do komentarzy.
Miłego tygodnia.

poniedziałek, 28 marca 2011

Kropki i groszki...

Poranne pianie kogutów, a zaraz po nich świergot i trele ptaków budzą mnie coraz częściej i to daje mi przekonanie, że mamy juz wiosnę. Miło jest w niedzielny poranek otworzyć okno, słyszeć bicie dzwonów niosący sie z sąsiedniej wioski. Oprócz tego o tym, że mamy wiosnę przekonuje mnie poranne spojrzenie na podłogi- gdziekolwiek. Mając w domu psią zwierzynę wiadomym jest, że na jej kłaki od czasu do czasu można się tu i ówdzie natknąć, lecz niepojmowalnym  dla mnie jest, że jedna wcale nieduża istota może CODZIENNIE gubić tyle włosia. Ja bym już dawno łysa została... Wszędzie gdzie tylko przejdzie i usiądzie, a nie daj boże się podrapie można znaleźć kępy kłaków, co przy ich białym kolorze a mojej ciemnej podłodze jest katastrofalne. Czesanie wcale nie zmniejsza problemu. Trzeba cierpliwie przeczekać, aż wymieni swoje futro na letnie.






Kolejny przypadkowy ceramiczny nabytek. Kropkowane ranty i wgłębienia jakby z formy na baby wielkanocne przykuły momentalnie moje oczy. W kolejnym dniu i całkiem innym sklepie natknęłam się na miseczki w kropki - nawet idąc po spożywcze zakupy zaglądam na dział ze szkłem i bardzo często wychodzę z zakupami nie "na temat".


Przekwitnięte hiacynty wymieniam na nowe i tak już od kilku tygodni są zapowiedzią tego, co niedługo będzie się działo w ogrodzie. Biała bielizna stołowa i pościelowa zaraz po prasowaniu poukładana w stosiki tworzy czasami ozdobę samą w sobie, zanim trafi do szafy pachnącej lawendą.



Dwa śpiochy króliki są preludium wielkanocnych ozdób, które już niedługo będę wyciągać z zeszłorocznych otchłani . Na razie przysnęły na pudełku z harbatami.


W poprzednim poście pisałam, że moja kobieca natura ostatnio wyżej stawiała zakupy natury domowej niż kobiece fatałaszki. A tu kilka dni później wypatrzyłam tą sukienkę i też nie mogłam jej sobie odmówić, może na jakiś wirus groszkowy i kropkowy zapadłam? :)) Bardzo ciemny granat, ładny dopasowany krój, cieniutki materiał- traktuje jako inwestycję na, mam nadzieję, upalne lato :)) Na wieczorne wyjścia w sam raz. Sandałki dopełniają idealnie kolor kropek, a do kompletu mam jeszcze pod ich kolor kopertową torebkę. Już się nie mogę doczekać...


W takim optymistycznym nastroju ślę wszystkim gorące uściski.

niedziela, 13 marca 2011

Prawie już wiosna...



Przebiśniegi rozhasały się po ogrodach. A w domu hiacynty roztaczają swój odurzający zapach.
Wprawiam się już w wiosenny nastrój i chciałabym, żeby taka pogoda jak wczoraj została na dłużej. Chyba nie ma osoby, która by nie chciała...Ale moja niecierpliwość wiąże się jeszcze z tym, żeby móc wreszcie ruszyć do przodu z wszystkimi tymi starociami, które ostatnio przybyły do mnie z rozmaitych części Polski. Dwa stoliki, szafa,dwie półki...Wpadłam chyba w ciąg starociowy...Wczoraj ciepło i słońce za oknem zmobilizowały mnie do chwycenia za papier ścierny i rozprawienia się z sosnowym gazetnikiem. Myślałam, że w całości pomaluję go na biało, ale pod koniec prac doszłam do wniosku, że pozostawienie elementów w naturalnym kolorze wyjdzie mu na lepsze. Przekonajcie się o tym same...
Plus jest taki, że chaos w gazetach się skończy i bardziej mobilna z nimi będę.

  

Waza pojawiła się u mnie z nienacka, ale wiedziałam, że nie zostawię jej w sklepie :)Teraz serwowanie zupy to przyjemność. Młynek w tle chociaż nowy, to ujął mnie korbką i połączeniem drewna i kremowej kamionki. Ostatnio mocno nasilił się u mnie objaw gniazdowania. Nawet tak mocno rozwinięta u nas kobiet chęć posiadania nowych ciuchów odchodzi u mnie na drugi plan. Umiem sobie odmówić nowej sukienki, ale trudniej przejść obojętnie obok sklepu z gadżetami do domu. Buszuję na aukcjach z meblami i szperam w koszach z materiałami. Ciągłe zmiany i dopieszczanie domu stało się jednym z ulubionych zajęć.
Weekendy spędzone na renowacji czegoś, szyciu poszewek, haftowaniu serwetek to pełne relaksu chwile.
Nie mówiąc już o czytaniu waszych blogów, które są pełne inspiracji i pozytywnej energii.
Od pewnej takiej osoby dostałam ostatnio wyróżnienie oraz bardzo niespodziewaną przesyłkę.
Dziękuję Basiu!

Mam napisać 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie:
1. nie lubię zielonej herbaty
2. jestem niska i ciężko mi kupić pasujące ubrania
3. punktualność nie jest moją mocną stroną
4. jednym z moich ulubionych utworów jest "Lato" Vivaldiego
5. połowe roku mogłabym spędzić w ciepłych krajach
6. najbardziej lubię kawę, którą sama sobie zrobię
7. nie oglądam żadnych telenowel




Osoby, którym przekazuję dalej:
Atenę z Drewnianej Szpulki
Elle z Le petit bonheur
Agnieszkę z Bez pośpiechu
Monikę z Mojego wędrowania
Ulę z Ushiilandii
Mię z Wymarzonego Miejsca
Ita z Jagodowego Zagajnika
Życzę miłego i udanego tygodnia, pełnego słońca i ciepłych promieni pieszczących twarze
Agnieszka.



wtorek, 15 lutego 2011

Zamiast chwostów...




Bardzo sercowo się zrobiło na blogach z okazji wczorajszego święta, a ja przy okazji wolnego weekendu i napadu weny, wymodziłam dekupażowe serca. Ostatnio nie miewam za dużo wolnego czasu i dlatego moje prace, albo stanęły w miejscu , albo muszą być to takie z szybkim efektem, jak te powyżej. Używać ich będę mogła jako ozdoby przy podtrzymywaczach zasłon, zamiast chwostów. Napis "love" doklejony tylko z okazji wczorajszego dnia zapewne zniknie i zostaną tylko z różamym deseniem.
 Poza tym dużo się dzieje meblowo w moim domu, ale dopóki nie dokończę wszystkiego to cicho sza...
Pozdrawiam wszystkich, którzy są bardzo cierpliwymi oglądaczami i mam nadzieję, że kolejny wpis będzie zdecydowanie szybciej :))
Gorące uściski -
Agnieszka.

niedziela, 26 grudnia 2010

Świąteczny czas...

Świąteczny czas, rodzinny czas...
Tylko nas dwoje...
Przygotowania do Wigilii... bez stresu, bez pośpiechu, bez zadyszki...
W pracy na szczęście w Wigilię dostajemy wolne. Można wtedy, jak to mam w zwyczaju pojechać rano na targ, by kupić choinkę- żywą, pachnącą, kłującą... Zawsze to ja jadę i ja wybieram. Potem "pan domu" ma za zadanie usadowić ją odpowiednio w stojaku. Ta tegoroczna ma trochę krzywy czubek, ale to chyba właśnie mnie w niej urzekło. Wszak ci mniej idealni mają zawsze pod górę, więc pomogłam jej i zabrałam ze sobą. Ustroiłam w biel, złoto, odrobinę czerwieni, w tym roku bez łańcuchów, bez rafii i wstążek - tylko "wieszadełka" i lampki. Zamiast szpica też taka nasza domowa tradycja, czyli mój ślubny stroik do włosów z koralików i kwiatów z szyfonu, wygląda z daleka jak gwiazda betlejemska.
Gotowanie barszczu, fasoli odbywa się "samo" gdy ja ubieram choinkę.
Potem tylko ustrojenie stołu, ostatnie poprawki domowego porządku i pieczenie ryby. Od zasiadania do stołu dzielą nas już tylko minuty. Włożenie prezentów pod choinkę. Chwila na zmianę toalety na bardziej wieczorową i odświętną i już...
Po kolacji, późniejszym wieczorem niezależnie, czy słodkości jest mniej czy więcej, piekę jeszcze chociaż jedno małe ciasto, żeby aromat świąt wzmocnić zapachami korzennych przypraw, też mi to już mocno weszło w nawyk i pewnie tak zostanie.






Czego by nie mówić o świętach, że są szczególne, że nie możemy sie ich doczekać, że budzą w nas miłe wspomnienia z dzieciństwa, to zawsze niezmienne jest to iż są za krótkie. Szybko nadchodzą i szybko odchodzą, ale ja nie zamierzam od razu pozbywać się choinki i wszystkich ozdób, zawsze się nimi cieszę ile tylko mogę. Niektóre ozdoby zrobiłam sama i to dużo wcześniej zaczęłam niż w poprzednim roku. Pisałam, że postanowiłam zrobić sama kolekcję szydełkowych gwiazdek i udało mi się - niektóre chcę wam zaprezentować. Jak na samouka to chyba całkiem niezły wynik pracy.




Szklane aniołki i ptaszki to te przywiezione z Zakopanego w październiku. Zostały ozdobą świeczników.




Drewniane figurki mają już kilka ładnych lat, ale są takie śliczne, że nawet brak skrzydełka czy łyżwy nie jest w stanie odebrać im uroku.


Z kolei te ozdoby z masy gipsowej to też mój wytwór. Z pomocą w ozdabianiu przyszły mi koronki i koraliki oraz różne kształty z gąbki.




 Nawet sypialnia z okazji świąt została ocieplona kroplą czerwieni, żeby tutaj tuż przed snem też poczuć ich klimat.
Chociaż w Wigilię nie było ani deka śniegu, to ktoś wysłuchał moich próśb i w Boże Narodzenie rano spadło go wystarczająco, by znowu było biało i świątecznie. Dzisiaj też cały czas sypie i jest pięknie. W sam raz na spacer.
A więc nie zanudzam pań już dłużej tylko ubieram się ciepło, zabieram termofor pod pachę i ruszam z mym, znowu czystym psem (podczas odwilży zmieniła się z bicolora w tricolora), na poszukiwanie tego co się kryć może POD śniegiem...
Życzę miłego, pogodnego popołudnia i ostatnich świątecznych chwil w rodzinnym gronie.



czwartek, 16 grudnia 2010

Przedświąteczny czas...

Oj leci ten czas nieubłaganie. Ledwo był listopad a tu już Święta tuż tuż... I czego by nie mówić o zimie i szaleństwie przedświątecznym to i tak bardzo lubię ten czas. Mimo, że mróz, ale przynajmniej śnieg pięknie się skrzy i okrywa pierzyną dachy i drzewa, bajkowy stwarza nastrój. Mimo, że w sklepach kolejki i tłok, ale to da się ominąć jak tylko się wcześniej pomyśli. Mimo, że wszystkie gospodynie szaleją z porządkami, a ja mam nieumyte okna... To wszystko nieważne. Ważne jest to, że będzie czas tylko dla rodziny. Ważne jest to, że wspólnie się zje w wigilię Bożego Narodzenia. Ważne jest to, że w zdrowiu i spokoju.
I w miłym otoczeniu. O to też trzeba zadbać.
Zaczynam stwarzać nastrój...
Oto co wymodziłam z zużytej tortownicy i szyszek.
W końcu znalazłam jej sposób na "drugie" życie.


Poduchy ożywią trochę monotonny krajobraz za oknem...


Wianki tradycyjnie zawisły na drzwiach do domu i do mieszkania.


I szyszkowe wianuszki na druciku też się odnalazły w tym otoczeniu.


To wszystko nowe rzeczy, starych z tamtego roku jeszcze nie wyciągnęłam, a tez jest tego tyle...

A teraz pozdrawiam wszystkie odwiedzające i życzę spokoju i odprężenia w ten przedświąteczny czas.
Agnieszka.

piątek, 5 listopada 2010

Gdzie byłam, co robiłam...

Jesień naprawdę jest łaskawa tego roku, a więc korzystając z okazji wyprawiłam się w nasze piękne Tatry. Zakopane w miarę luźne, bo środek tygodnia był prawie, ale i tak większość czasu to pobyt w okolicach Bukowiny... Sprzeczne krajobrazy, które nas przywitały były małym zaskoczeniem. Na południowych stokach piękne barwy jesieni pomalowały drzewa na wszystkie odcienie żółci, rudości i brązu, a po drugiej stronie drogi, były stoki pokryte śniegiem i to całkiem sporym...





A poza tym piękne góry prawie na wyciągnięcie ręki...
















Ale oprócz dotleniania się, ograbiania lasów z szyszek i mchu :), przywiozłam jeszcze garść inspiracji w postaci podpatrzonych (w "anielskim sklepie") aniołecków- muzykantów...
I już pierwszy chórek przeze mnie uszyty ćwiczy zawzięcie:


Oj maluśki, maluśki, maluśki...


Oprócz tego oczywiście wyszłam z rzeczonego sklepu z paczką starannie zapakowanych szklanych aniołków i ptaszków z dmuchanego szkła kruchych jak nie wiem co... Nie mogłam się powstrzymać.
Niniejszym więc sezon tworzenia ozdób świątecznych uważam u siebie za otwarty :)
Celem w tym roku jest produkcja szydełkowych gwiazd :)
Zobaczymy czy mi coś z tego wyjdzie, dodam tylko, że z szydełkiem się dopiero poznaję, hehe.

Na pożegnanie jeszcze tylko już "moje" beskidzkie widoki jeszcze w kolorach jesieni....




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...