Jesień naprawdę jest łaskawa tego roku, a więc korzystając z okazji wyprawiłam się w nasze piękne Tatry. Zakopane w miarę luźne, bo środek tygodnia był prawie, ale i tak większość czasu to pobyt w okolicach Bukowiny... Sprzeczne krajobrazy, które nas przywitały były małym zaskoczeniem. Na południowych stokach piękne barwy jesieni pomalowały drzewa na wszystkie odcienie żółci, rudości i brązu, a po drugiej stronie drogi, były stoki pokryte śniegiem i to całkiem sporym...
A poza tym piękne góry prawie na wyciągnięcie ręki...
Ale oprócz dotleniania się, ograbiania lasów z szyszek i mchu :), przywiozłam jeszcze garść inspiracji w postaci podpatrzonych (w "anielskim sklepie") aniołecków- muzykantów...
I już pierwszy chórek przeze mnie uszyty ćwiczy zawzięcie:
Oj maluśki, maluśki, maluśki...
Oprócz tego oczywiście wyszłam z rzeczonego sklepu z paczką starannie zapakowanych szklanych aniołków i ptaszków z dmuchanego szkła kruchych jak nie wiem co... Nie mogłam się powstrzymać.
Niniejszym więc sezon tworzenia ozdób świątecznych uważam u siebie za otwarty :)
Celem w tym roku jest produkcja szydełkowych gwiazd :)
Zobaczymy czy mi coś z tego wyjdzie, dodam tylko, że z szydełkiem się dopiero poznaję, hehe.
Na pożegnanie jeszcze tylko już "moje" beskidzkie widoki jeszcze w kolorach jesieni....