piątek, 30 sierpnia 2013

Po raz kolejny... jarmark

Ponieważ kilka osób dowiedziało się o Jarmarku Piastowskim z mojego bloga wrzucam więc informację o kolejnym podobnym wydarzeniu, które odbędzie się w Bystrej.
Serdecznie zapraszam tych z okolic i tych z dalsza do odwiedzin i ... zakupów.
Już w tą niedzielę!

Do zobaczenia!

niedziela, 25 sierpnia 2013

Zestaw kuchenny...

Witajcie kochani!
Znowu nastała niedziela i znowu mam chwilę czasu, aby napisać do Was parę słów.
Jeszcze tydzień i skończą się wakacje...
 Powoli zachodzi zmiana w krajobrazie za oknem, a wstając rano mogę zobaczyć krople wody tworzące piękny wzór na pajęczynie utkanej między przęsłami balustrady... Wchodząc z kawą do mojego pokoju, aby jak co rano przeczytać co u Was, czekam aż słońce osuszy rosę osiadłą na oknach i ogrzeje mnie porannymi promykami... Cieszę się nimi, bo wiem że już niedługo te wspomnienia będą musiały wystarczyć aż do kolejnego roku... Bianka też kiedy tylko słońce wychyli się zza rogu i ogrzewa ławkę na balkonie, ucina sobie tam liczne drzemki przerywane małymi przerwami na ochłodzenie się w domu... Tak mam zamiar i ja dzisiaj spędzić wolny dzień. No może z wyjątkiem na małą wyprawę rowerową... Za to wczoraj kończyłam zestaw, który pojedzie dosyć daleko, jak prawie wszystkie rzeczy, które ostatnio szyłam na zamówienie i wszystkie zostaną podarowane w prezencie. Ten materiał prawie cały zdążył się u nas sprzedać, zanim zdecydowałam co chcę z niego uszyć. Odłożyłam sobie ostatni kawałek ponad metrowy i żałuję, bo bardzo wdzięcznie się prezentuje na uszytych rzeczach... Mam tylko cichą nadzieję, że dostawca ponowi druk tego wzoru niebawem:) Póki co do obdarowanej pojedzie fartuszek, rękawica kuchenna, ściereczka i obrusik. Najwięcej zabawy było z obrusem, ponieważ wkoło ma naszytą bordiurę z materiału w różyczki i koronkę i trzeba dokładności, żeby kąty wyszły proste i wszystkie odległości od brzegu były równe. 
Zaraz z rana upiekłam ciasto ze śliwkami, które okazało się idealnym uzupełnieniem do małej sesji... Grzesiek nawet sugerował, że tylko dlatego je upiekłam...:) A mnie wzięło po prostu na coś z owocami... Po południu ugotowałam jeszcze kompot z jabłek- będzie dzisiaj pysznie smakował schłodzony przez noc w lodówce.






Tutaj już pod wieczór ostatnie ściegi przy obrusiku...


I na koniec ujęcia całego kompletu.



Życzę Wam udanej niedzieli!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Po jarmarku...

Nie wiem jaka pogoda była wczoraj u innych z Was, ale na pięknym rynku w Cieszynie przez 99% dnia świeciło i dosyć mocno przygrzewało słońce.
O dziewiątej rano byłyśmy już na posterunku gotowe do obsłużenia pierwszych klientek, które napływały obficiej w miarę kończących się mszy w pobliskim kościele. Całą środkową płytę rynku w koło otaczały stoliki i kramiki w wieloma rodzajami rękodzieła. Najwięcej było biżuterii i szytych maskotek maści i wielkości różnej :) Wszyscy z dbałością o każdy szczegół mieli dopieszczone swoje dzieła. U mnie bardzo dużo rzeczy przyjechało po festynie z Jasienicy, na którym rękodzieło nie cieszyło się w ogóle popularnością i lepiej sprzedawały się fruwające balony... Doszyłam dodatkowo eco-torby na zakupy - bawełniane z różnymi falbankami, kokardkami itp. Ściereczki, poduszki, zawieszki - to już dobrze znacie stąd. Zresztą czas mnie również nie puszczał, bo o tym że jednak jedziemy dowiedziałam się prawie w ostatnich dniach i już nie miałam nawet kiedy szyć... Szczerze powiedziawszy miałam wątpliwości czy w ogóle się wybierać, ale Beata z Lala Love, z którą byłam i poprzednim razem zmobilizowała mnie odpowiednio :) i w miłym towarzystwie znowu cały dzień zleciał, ani się nie obejrzałam.
Impreza była bardzo udana, bo odwiedzających było sporo, zainteresowanych również, więc trzymam kciuki, aby za rok jarmark piastowski miał powtórkę. Zobaczyłam kilka osób, z którymi się znałam tylko wirtualnie i grono znajomych z blogowego świata, które mieszkają niedaleko uległo powiększeniu.






A oto kilka innych stoisk, które mi się bardzo podobały...








Mam nadzieję, że za rok będę znowu miała o czym pisać i znowu będę pełna pozytywnych wrażeń...
A na koniec zdjęcie z poprzedniego festynu.

Pozdrawiam ciepło -
Agnieszka.

piątek, 16 sierpnia 2013

Lazy day...

Fajnie, że wczoraj był dodatkowy dzień wolny. 
Postawiłam na totalny odpoczynek i relaks. Chociaż jakieś przymiarki do szycia robiłam rano to  w końcu doszłam do wniosku, że jeden dzień wolny bez szycia dobrze mi zrobi... 
Do południa pojechałam na rowerze na okoliczne łąki, miałam jeszcze nadzieję nazbierać bukiet rumianków, ale nic z tego... Obeszłam się smakiem...
Potem korzystałam z cieplutkich promieni i utrwalałam nadmorską opaleniznę. Wyciągnięta na leżaku czytałam książki, dorobiłam kilka kwadratów na szydełku do pledu, a po południu naszła mnie wena do pstryknięcia kilku zdjęć. Na balkonie zagościł beż i biel oraz krzesełka z Ikea kupione jakiś czas temu. Spodobała mi się ich "małogabarytowość". Nieużywane można złożyć całkiem na płasko i trzymać nawet w szafie, a w razie potrzeby raz dwa rozkładamy i mamy dodatkowe siedzenie. Mimo małych wymiarów są dobrze wyprofilowane i wygodnie się na nich siedzi - jeśli tylko się coś podłoży pod p..ę. Może w przyszłym roku dokupię jeszcze rozkładany stolik do kompletu... i przemaluję je na jaśniejszy kolor... Na razie są fajnym uzupełnieniem leżaka i ławeczki. Tak na marginesie to już niedługo wychodzi nowy katalog Ikea i ciekawa jestem czy uda im się mnie w tym roku zachwycić? Widziałam, że pokazała się już w internecie wersja amerykańska, ale ja cierpliwie czekam na nasz polski, papierowy egzemplarz.










 Dzisiaj i jutro pracuję, a w niedzielę wybieram się na ten Jarmark Piastowski, więc znowu weekend minie jak pstryknięcie palcami. Nie wiem nawet jak to się stało, że już za chwilę kończy się sierpień.
We wrześniu zaczynam kurs fotografii. Będzie trwał aż do końca roku po kilka godzin tygodniowo, więc czas wolny znowu ulegnie zmniejszeniu. Liczę, że pomoże mi jeszcze lepiej pokazywać Wam mój świat moimi oczami i zapanować nad resztą funkcji- szczególnie tych manualnych- w moim aparacie. Na koniec kursu ma się odbyć wystawa naszych prac i zostanie wydany album, więc muszę się przyłożyć. :)


Miętowy kolor nadal mnie prześladuje.
Z Sopotu przywiozłam te śliczne pudełka zapałek i tasiemkę w Green Gate`a.
A w domu się okazało, że materiał z naszego sklepu wręcz idealnie pasuje do nich barwą i wzorem. Jeszcze się zastanawiam co z nich uszyję. Może jakieś fikuśne woreczki na bieliznę? I na pewno wkład do koszyka wiklinowego na rower.


Trzymajcie kciuki, żeby na Jarmarku dopisali nam klienci...
Pozdrawiam i życzę bardzo pogodnej i miłej  drugiej połowy sierpnia.

Agnieszka.

środa, 14 sierpnia 2013

I Jarmark Piastowski

Zapraszam wszystkich zainteresowanych rękodziełem różnej maści. 
A nóż to będzie początek długoletniej tradycji, jak w przypadku Jarmarku Dominikańskiego...

Może się przypadkiem spotkamy...
Agnieszka.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Nadmorsko...

Powrót we własne progi jest jednym z najmilszych momentów w podróży... Przynajmniej dla mnie. Własne łóżko, własna łazienka, jedyny niepowtarzalny zapach własnych czterech ścian...
Chociaż nie miałam w ogóle w planach żadnych wyjazdów urlopowych, to taki wypad zorganizowany na gorąco ma taki plus, że nie miałam czasu na zbędne rozmyślania i snucie planów.
Wybór konkretnego miejsca, rezerwacja noclegu, kupno biletów i za kilka dni wyjazd. Sprawdzałam tylko codziennie prognozę pogody trzymając kciuki, aby nie było upałów. Wyciągnięcie mojego męża na taki wypad wbrew pozorom nie jest takie proste. Jest domatorem, ciężko mu się dostosować do niekomfortowych czasami warunków. Ja, to co innego - nie ma problemu dopóki jest gdzie spać i gdzie skorzystać z łazienki. No więc upały to byłby gwóźdź do trumny, bo on nie przepada za kąpielami słonecznymi. A ja miałam kilka miejsc upatrzonych do odwiedzenia.
Długoterminowe prognozy zmieniały się diametralnie, ale chyba lepiej nie mogliśmy trafić.
Te dni kiedy zwiedzaliśmy były pochmurne , ale ciepłe i suche.

Portowa część miasta.


Pierwszy na liście był Sopot. Wiadomo molo, ale oprócz tego Cepeliada, która była dla mnie rozczarowaniem. Myślałam, że będzie szczególny nacisk na rękodzieło związane z tym regionem, a zobaczyłam prawie to samo, co na targu pod Gubałówką... 
Za to drugim przystankiem była Sopocka Weranda - sklep, który wypatrzyłam na Fb i od razu wiedziałam, że nie przepuszczę takiej okazji, będąc w pobliżu Sopotu. Mąż się śmiał, że tego co mnie interesuje nie uwzględnia żaden przewodnik. Wnętrze jest po prostu rajem dla oczu, a my nie spodziewaliśmy się tam poznać takiej miłej osoby, jaką jest Anita. Wszystkim urlopowiczom będącym w pobliżu polecam odwiedziny - nie będą rozczarowani.




Kolejny dzień zajęła nam wyprawa na Hel. 
Jak widać dotarliśmy na sam koniuszek.


Na drugi dzień rzucając mimochodem propozycję, żeby wypożyczyć rowery i pojechać do Chałup, nie liczyłam na zgodę G., który od 20 lat nie jeździł na jednośladzie. I kolejny raz tego tygodnia musiałam przyznać, że nigdy nie możemy twierdzić, ze znamy kogoś na wskroś... Bo po tylu latach bym nie przypuszczała nawet, że dość że przejedziemy te 14km, to jeszcze potem stwierdzi, że to była najfajniejsza wycieczka. Parę razy udało mu się jeszcze mnie pozytywnie zaskoczyć, co dowodzi tezie, że poznajemy się całe życie...


Nie ominął nas również widok wzburzonego morza i efektowne kaskady fal rozbijających się o falochron i słona bryza odczuwalna po każdym mocniejszym uderzeniu.




Pod koniec wyjazdu dwa dni były upalne i żeby nie leżeć wśród hałasu i ścisku na plaży poszliśmy na przylądek Rozewie, gdzie kilka ludzi na krzyż i cała plaża dla nas. Co prawda siedmiokilometrowy spacer brzegiem morza, aby tam dotrzeć zajął nam trochę czasu, ale spokój i cisza były tego warte. 
Poniżej zdjęcie tej plaży - pewnie widzieliście chociaż w telewizji jak plaże wyglądały w weekend... nawet palca się nie dało wcisnąć:)
Wędrówka powrotna już była mniej przyjemna i bardziej odczuwalna w nogach :)



Wieczorem po tylu kilometrach miło było wyjść do ogrodu i w takich okolicznościach przyrody dać nogom odpocząć.



Przywieźliśmy kilka plażowych zdobyczy na pamiatkę.


I na koniec podróży zawitaliśmy do Gdańska na Jarmark Dominikański. Bardzo nam się spodobały te kamieniczki z wąskimi fasadami. Tłum turystów nie ułatwiał kontemplowania widoków. Na całym jarmarku tylko kilka stoisk było interesujących- reszta to powtórka z Sopotu. A może to ja mam nietypowe wymagania?




Taka aranżacja kwiaciarni w pobliżu pensjonatu wpadła w oko nawet mojemu G.



Tak więc urlop był i minął przyjemnie i szybko. Teraz znowu powrót do pracy i do tworzenia:)

Pozdrawiam serdecznie

Agnieszka.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...