Cóż, pytanie warte sto punktów...
Temperaturka już jesienna, pogoda co kilka dni też. Wrzosy już kwitną i okna dachowe rankiem zamglone od skroplin. Klucze kaczek i bociany już można oglądać w podróży do cieplejszego kraju.
Lato jak z dnia na dzień przyszło, tak z dnia na dzień odeszło. Upalne noce i poranki z gorącym powietrzem wrócą dopiero za rok. Ale zamiast przejrzystego, kryształowego powietrza mogę oglądać zamglone pejzaże i pola osnute dymem. Zasadzę cebulki czosnków ozdobnych, będą dobrą lokatą, która wiosną ucieszy me oczy kolorami. Już niedługo kolory drzew znowu zachwycą mnie swoją malowniczym urokiem, rudoście i żółcienie, zielenie i brązy... Orzechy włoskie i laskowe takie soczyste i słodkie, już od tygodnia się nimi nasycić nie mogę. Jedna z kilku rzeczy, których nie lubię o tej porze roku to moja podatność na wszelkie zdradliwe zasadzki w postaci infekcji i choróbsk. Jak co roku właśnie utknęłam w domu i kuruję się miodem, cytryną i kilkoma tabletkami. Nie cierpię być chora. Z powodu wolnych rąk i jednego łażącego za mną pomysłu na wykorzystanie ostatnio kupionych ramek (przemalowałam je najpierw na biało), dzisiaj pracowicie przeleżałam w łóżku cały dzień.
Oto owoce tego dnia. Wyszły słodko, trochę dziecinnie i w sam raz pasują do klimatu.
A taki koniec weekendu mieliśmy w niedziele za oknem.
Podwójna tęcza, żywe kolory, padający deszcz i świecące słońce. Pięknie!
Pozdrawiam i trzymam kciuki za lepszą pogodę.