poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nowe nabytki...

Nowe nie nowe, ale z pewnością jeszcze nie pokazywane. Stolik musiałam wykończyć, aby go móc zaprezentować i wreszcie jest. Szafa oczywiście zdobyczna i z historią. Żaluzjowe drzwiczki, porcelanowe gałki i lustro w środku to główne powody dla których chciałam ja mieć. Nie jest wysoka,ale mieści wszystkie nasze okrycia wierzchnie idealnie.







Za niecały miesiąc mamy urlop i jednym z punktów w planie zajęć jest zmiana koloru ścian w przedpokoju. Szafa też wtedy zmieni kolor.

Stolik udało się kupić prosto od stolarza jeszcze w stanie surowym. Najtrudniejsza była decyzja w jakim kolorze zrobić blat i z trzech możliwych opcji: białej, surowej i bejcowanej wybrałam tą ostatnią, chociaż drugi blat mam w odwodzie, jak mi się ten znudzi mogę wymienić na biały. Wydaje mi się jednak, że z ciemnym drewnem lepiej wygląda.


Na koniec ostatni mój produkt...
Zrobione specjalnie dla przyjaciółki i dawnej sąsiadki w prezencie imieninowym już trafiły w jej ręce, więc mogę pokazać :)

Życzę udanego tygodnia, z dodatkowym dniem wolnym pośrodku. A niektórym pewnie długiego weekendu.


poniedziałek, 13 czerwca 2011

Ile królik daje szczęścia?


Dzisiaj będzie nieco monotematycznie, a to dlatego, że sobota upłynęła mi miło na szyciu królika dla mojej chrześnicy. Nie ma jeszcze roku, ale chcę żeby ten królik był w jej najwcześniejszych wspomnieniach. Dlatego musiałam bardzo się przyłożyć do przyszycia mocno nóżek i rączek, aby nie zostały w czasie zabawy odczłonkowane :) Specjalnie nie ma żadnych guzików ani innych ozdób, które mogłyby być zjedzone przez takiego małego pomysłowego człowieczka.
Mam nadzieję, że będzie jej się podobał i będzie dla niej tym, czym dla niektórych z nas był ukochamy miś w dziecięcych latach, a może miałyście inną ukochaną maskotkę, kiedy byłyście małe - może zdradzicie mi ten sekret...



W połowie pracy okazało się, że mi zabraknie wypełnienia na jedną nóżkę i chcąc nie chcąc musiałam rozpruć jedną poduszkę, żeby nie stracić weekendu. Dzięki temu królik nie został jednonogi, a ja mogłam go dokończyć w terminie. Mała rzecz a cieszy - jak to powiadają...
Takie moje kolejne wytwory są jak fale, które pchają mój statek do przodu i to dzięki Bogu nie na mieliznę, ale na spokojne morze, które nagradza moją pracę pieknym zachodem słońca i widokiem pieknej rafy koralowej. Bez tej miłej odskoczni cała praca nie miałaby sensu.
I jeszcze jest osoba, z którą można dzielić się wszystkim. I która rozumie twoje manualne kuku na muniu- ciągłe grzebanie w czymś w wolnych chwilach, szycie, malowanie mebli, haftowanie, szydełkowanie, dzierganie i kilka innych jeszcze zajęć...





Weekend okazał się dla odmiany pogodny, bo kilka wolnych wcześniejszych weekendów miałam bardzo nieładnych, a w tygodniu zawsze było ładnie...
Wczoraj zaczęłam nowe kolczyki z sutaszu w kolorach koralu i czerwieni oraz szaro-czarne dla pewnej koleżanki. Wieczorem odbyliśmy miły spacer po okolicy dla zmęczenia naszego czworonoga, bo ostatnio miałam kilka zarwanych nocy przez zołzę.







Kończąc tą królikową sesję pragnę życzyć kolejnego udanego tygodnia:
wśród śpiewu ptaków o poranku, pysznej kawy w miłym towarzystwie, chwil z własnymi myślami i chcociaż małym poczuciem szczęścia z tego co mamy.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Agnieszka.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Kręcę i maluję...

Nie było nic do opisywania przez ostatni miesiąc, ale ostatnio zabrałam się znowu za zaległe meble i inne twórcze zajęcia i dzisiaj tylko na szybko wrzucam fotografie tychże, bo czasu nie ma na rozpisywanie i zaległości w opisach nadrobię później. A więc na początek urządzony kącik kawowy na balkonie- sprawdza się idealnie- słońce tylko z rana, w południe miły cień. Ławka kupiona surowa, więc po dniu malowania została poskręcana i w całości przezentuje się o tak:





Stolik kupiony za całe 40zł wyglądał nie bardzo przed malowaniem, a teraz jest śliczny- mówiąc skromnie...




A teraz o tym co kręcę...
Kręcę kolczyki, na razie marne próby moje, ale efekty już widać. Sutasz teraz zaczyna swoje 5 minut sławy, a więc i my u nas zaczynamy warsztaty z tego sposobu robienia niepowtarzalnej biżuterii.











To tyle relacji z placy boju, ale mam już w zanadrzu temat na kolejny post, a więc do zobaczenia.
Życzę udanego tygodnia.


czwartek, 21 kwietnia 2011

Wesołego Alleluja!


Dzisiaj zakończyłam maraton porządków wiosenno-świątecznych. Mieszkanie przeszło gruntowne zaglądanie w każdy kąt i wymiatanie zimowych kurzów. Wszystko pachnie świeżością i wiatrem, bo będąc wreszcie cały dzień w domu mogłam wywiesić pościel na balkon i wysuszyć trzy kolejki prania. Nogi mi wchodzą do p..., a ręce są w takim stanie, że nawet neutrogena im nie daje rady. Nawet Bianka zaliczyła kilkakrotne wyczesywanie, co może pozwoli ograniczyć ilość jej włosów i przetrwać święta bez odkurzacza :)
 Pogoda tak dopisuje w tym roku, że powinny być śliczne i ciepłe. Żeby były milsze zagościło już kilka dekoracji nawiązujących do Wielkanocy. W tym roku zakrólikowałam sie na całego. Są króliki z porcelany i króliki wycinane z kory brzozy i gliniane króliki i na drewnie decoupagowe króliki i na jajkach akrylowych króliki, ale wszystko z umiarem i w różnych pomieszczeniach, więc nie wygląda to nachalnie.






Poza tym na jednym ze wspominanych już kiermaszów kupiłam bardzo ładną ozdóbkę z kurą, która jak się okazało wyszła spod rąk apuni i do niej dorobiłam sobie naprędce mniejsze kwadratowe zawieszki. Wszystkie trzy są dwustronne i można je różnie konfigurować.



Nie myślcie sobie, że tak bez reszty oddałam sie ozdobom świątecznym,o nie! Przy okazji szycia poduszki dla jednej z was uszyłam inne dwie z napisami, które są dla mnie dopełniającą się nawzajem parą. Tam gdzie jest dom musi być miłość i tam gdzie jest miłość powinien być i dom.


Na koniec spieszę Wam wszystkim złożyć życzenia spokojnych, radosnych, pogodnych, ciepłych i niezapomnianych Świąt Wielkanocnych spędzonych w gronie rodziny z chwilami zadumy nad Zmartwychwstaniem Pańskim.

P.S. Dziękuję przy okazji za wszystkie kartki i życzenia.

środa, 13 kwietnia 2011

Wiejska półka...


Ostatnio trochę więcej myszkowałam na aukcjach i udało mi się kupić kilka mebelków po niecałe 30zł. Jednym z nich jest ta półka. Kupiłam ją na ślepo, byłam raczej przekonana, że mi nie wejdzie pod ten skos, ale w najgorszym razie miałam zamiar ją sprzedać komuś dalej. Kupiłam na wszelki wypadek drugą niższą ciutkę, żeby mieć w zanadrzu. Ku mojej uciesze okazało się że idelnie pasuje ta większa. Mimo niesprzyjającej mi w weekendy pogody zawziełam się i wyszlifowałam ją w domu, bo brakowało mi już cierpliwości- koniecznie chciałam już ją powiesić. Pomimo nowoczesnego wyglądu naszych kuchennych mebli w połączeniu z babcinymi dodatkami- puszeczkami,koszykami,haftowanymi firankami- wiejskość półki wcale nie koliduje. Fajnie przełamuje gładkie fronty szafek i syci swoim widokiem każdego, kto spojrzy z salonu w stronę kuchni. Oczywiście nie mogła być inaczej niż biała, ale tak jak w wypadku gazetnika zostawiłam w naturalnym kolorze haki na kubki. Może je polakieruję na ciemny dąb, ale to się jeszcze waży...


Zaczęłam już przygotowania do świąt: porządki w toku, ozdoby na prezenty zrobione i przyszły tydzień będzie dobry do wyciągnięcia wszystkich wielkanocnych skarbów, uwicia nowych wianków z bukszpanu.
Potem już tylko świętowanie...
W tamtym tygodniu wybrałam się na wystawę połączoną z kiermaszem wielkanocnym i w tym tygodniu mam jeszcze jedną odwiedzić w planach - co udało mi się kupić możecie zobaczyć na górnej półce półki po prawej stronie. Zbliżenia w następnym poście.



A to pierwotny look mojej wiejskiem półeczki...



Pozdrawiam i zapraszam do komentarzy.
Miłego tygodnia.

poniedziałek, 28 marca 2011

Kropki i groszki...

Poranne pianie kogutów, a zaraz po nich świergot i trele ptaków budzą mnie coraz częściej i to daje mi przekonanie, że mamy juz wiosnę. Miło jest w niedzielny poranek otworzyć okno, słyszeć bicie dzwonów niosący sie z sąsiedniej wioski. Oprócz tego o tym, że mamy wiosnę przekonuje mnie poranne spojrzenie na podłogi- gdziekolwiek. Mając w domu psią zwierzynę wiadomym jest, że na jej kłaki od czasu do czasu można się tu i ówdzie natknąć, lecz niepojmowalnym  dla mnie jest, że jedna wcale nieduża istota może CODZIENNIE gubić tyle włosia. Ja bym już dawno łysa została... Wszędzie gdzie tylko przejdzie i usiądzie, a nie daj boże się podrapie można znaleźć kępy kłaków, co przy ich białym kolorze a mojej ciemnej podłodze jest katastrofalne. Czesanie wcale nie zmniejsza problemu. Trzeba cierpliwie przeczekać, aż wymieni swoje futro na letnie.






Kolejny przypadkowy ceramiczny nabytek. Kropkowane ranty i wgłębienia jakby z formy na baby wielkanocne przykuły momentalnie moje oczy. W kolejnym dniu i całkiem innym sklepie natknęłam się na miseczki w kropki - nawet idąc po spożywcze zakupy zaglądam na dział ze szkłem i bardzo często wychodzę z zakupami nie "na temat".


Przekwitnięte hiacynty wymieniam na nowe i tak już od kilku tygodni są zapowiedzią tego, co niedługo będzie się działo w ogrodzie. Biała bielizna stołowa i pościelowa zaraz po prasowaniu poukładana w stosiki tworzy czasami ozdobę samą w sobie, zanim trafi do szafy pachnącej lawendą.



Dwa śpiochy króliki są preludium wielkanocnych ozdób, które już niedługo będę wyciągać z zeszłorocznych otchłani . Na razie przysnęły na pudełku z harbatami.


W poprzednim poście pisałam, że moja kobieca natura ostatnio wyżej stawiała zakupy natury domowej niż kobiece fatałaszki. A tu kilka dni później wypatrzyłam tą sukienkę i też nie mogłam jej sobie odmówić, może na jakiś wirus groszkowy i kropkowy zapadłam? :)) Bardzo ciemny granat, ładny dopasowany krój, cieniutki materiał- traktuje jako inwestycję na, mam nadzieję, upalne lato :)) Na wieczorne wyjścia w sam raz. Sandałki dopełniają idealnie kolor kropek, a do kompletu mam jeszcze pod ich kolor kopertową torebkę. Już się nie mogę doczekać...


W takim optymistycznym nastroju ślę wszystkim gorące uściski.

niedziela, 13 marca 2011

Prawie już wiosna...



Przebiśniegi rozhasały się po ogrodach. A w domu hiacynty roztaczają swój odurzający zapach.
Wprawiam się już w wiosenny nastrój i chciałabym, żeby taka pogoda jak wczoraj została na dłużej. Chyba nie ma osoby, która by nie chciała...Ale moja niecierpliwość wiąże się jeszcze z tym, żeby móc wreszcie ruszyć do przodu z wszystkimi tymi starociami, które ostatnio przybyły do mnie z rozmaitych części Polski. Dwa stoliki, szafa,dwie półki...Wpadłam chyba w ciąg starociowy...Wczoraj ciepło i słońce za oknem zmobilizowały mnie do chwycenia za papier ścierny i rozprawienia się z sosnowym gazetnikiem. Myślałam, że w całości pomaluję go na biało, ale pod koniec prac doszłam do wniosku, że pozostawienie elementów w naturalnym kolorze wyjdzie mu na lepsze. Przekonajcie się o tym same...
Plus jest taki, że chaos w gazetach się skończy i bardziej mobilna z nimi będę.

  

Waza pojawiła się u mnie z nienacka, ale wiedziałam, że nie zostawię jej w sklepie :)Teraz serwowanie zupy to przyjemność. Młynek w tle chociaż nowy, to ujął mnie korbką i połączeniem drewna i kremowej kamionki. Ostatnio mocno nasilił się u mnie objaw gniazdowania. Nawet tak mocno rozwinięta u nas kobiet chęć posiadania nowych ciuchów odchodzi u mnie na drugi plan. Umiem sobie odmówić nowej sukienki, ale trudniej przejść obojętnie obok sklepu z gadżetami do domu. Buszuję na aukcjach z meblami i szperam w koszach z materiałami. Ciągłe zmiany i dopieszczanie domu stało się jednym z ulubionych zajęć.
Weekendy spędzone na renowacji czegoś, szyciu poszewek, haftowaniu serwetek to pełne relaksu chwile.
Nie mówiąc już o czytaniu waszych blogów, które są pełne inspiracji i pozytywnej energii.
Od pewnej takiej osoby dostałam ostatnio wyróżnienie oraz bardzo niespodziewaną przesyłkę.
Dziękuję Basiu!

Mam napisać 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie:
1. nie lubię zielonej herbaty
2. jestem niska i ciężko mi kupić pasujące ubrania
3. punktualność nie jest moją mocną stroną
4. jednym z moich ulubionych utworów jest "Lato" Vivaldiego
5. połowe roku mogłabym spędzić w ciepłych krajach
6. najbardziej lubię kawę, którą sama sobie zrobię
7. nie oglądam żadnych telenowel




Osoby, którym przekazuję dalej:
Atenę z Drewnianej Szpulki
Elle z Le petit bonheur
Agnieszkę z Bez pośpiechu
Monikę z Mojego wędrowania
Ulę z Ushiilandii
Mię z Wymarzonego Miejsca
Ita z Jagodowego Zagajnika
Życzę miłego i udanego tygodnia, pełnego słońca i ciepłych promieni pieszczących twarze
Agnieszka.



wtorek, 15 lutego 2011

Zamiast chwostów...




Bardzo sercowo się zrobiło na blogach z okazji wczorajszego święta, a ja przy okazji wolnego weekendu i napadu weny, wymodziłam dekupażowe serca. Ostatnio nie miewam za dużo wolnego czasu i dlatego moje prace, albo stanęły w miejscu , albo muszą być to takie z szybkim efektem, jak te powyżej. Używać ich będę mogła jako ozdoby przy podtrzymywaczach zasłon, zamiast chwostów. Napis "love" doklejony tylko z okazji wczorajszego dnia zapewne zniknie i zostaną tylko z różamym deseniem.
 Poza tym dużo się dzieje meblowo w moim domu, ale dopóki nie dokończę wszystkiego to cicho sza...
Pozdrawiam wszystkich, którzy są bardzo cierpliwymi oglądaczami i mam nadzieję, że kolejny wpis będzie zdecydowanie szybciej :))
Gorące uściski -
Agnieszka.

niedziela, 26 grudnia 2010

Świąteczny czas...

Świąteczny czas, rodzinny czas...
Tylko nas dwoje...
Przygotowania do Wigilii... bez stresu, bez pośpiechu, bez zadyszki...
W pracy na szczęście w Wigilię dostajemy wolne. Można wtedy, jak to mam w zwyczaju pojechać rano na targ, by kupić choinkę- żywą, pachnącą, kłującą... Zawsze to ja jadę i ja wybieram. Potem "pan domu" ma za zadanie usadowić ją odpowiednio w stojaku. Ta tegoroczna ma trochę krzywy czubek, ale to chyba właśnie mnie w niej urzekło. Wszak ci mniej idealni mają zawsze pod górę, więc pomogłam jej i zabrałam ze sobą. Ustroiłam w biel, złoto, odrobinę czerwieni, w tym roku bez łańcuchów, bez rafii i wstążek - tylko "wieszadełka" i lampki. Zamiast szpica też taka nasza domowa tradycja, czyli mój ślubny stroik do włosów z koralików i kwiatów z szyfonu, wygląda z daleka jak gwiazda betlejemska.
Gotowanie barszczu, fasoli odbywa się "samo" gdy ja ubieram choinkę.
Potem tylko ustrojenie stołu, ostatnie poprawki domowego porządku i pieczenie ryby. Od zasiadania do stołu dzielą nas już tylko minuty. Włożenie prezentów pod choinkę. Chwila na zmianę toalety na bardziej wieczorową i odświętną i już...
Po kolacji, późniejszym wieczorem niezależnie, czy słodkości jest mniej czy więcej, piekę jeszcze chociaż jedno małe ciasto, żeby aromat świąt wzmocnić zapachami korzennych przypraw, też mi to już mocno weszło w nawyk i pewnie tak zostanie.






Czego by nie mówić o świętach, że są szczególne, że nie możemy sie ich doczekać, że budzą w nas miłe wspomnienia z dzieciństwa, to zawsze niezmienne jest to iż są za krótkie. Szybko nadchodzą i szybko odchodzą, ale ja nie zamierzam od razu pozbywać się choinki i wszystkich ozdób, zawsze się nimi cieszę ile tylko mogę. Niektóre ozdoby zrobiłam sama i to dużo wcześniej zaczęłam niż w poprzednim roku. Pisałam, że postanowiłam zrobić sama kolekcję szydełkowych gwiazdek i udało mi się - niektóre chcę wam zaprezentować. Jak na samouka to chyba całkiem niezły wynik pracy.




Szklane aniołki i ptaszki to te przywiezione z Zakopanego w październiku. Zostały ozdobą świeczników.




Drewniane figurki mają już kilka ładnych lat, ale są takie śliczne, że nawet brak skrzydełka czy łyżwy nie jest w stanie odebrać im uroku.


Z kolei te ozdoby z masy gipsowej to też mój wytwór. Z pomocą w ozdabianiu przyszły mi koronki i koraliki oraz różne kształty z gąbki.




 Nawet sypialnia z okazji świąt została ocieplona kroplą czerwieni, żeby tutaj tuż przed snem też poczuć ich klimat.
Chociaż w Wigilię nie było ani deka śniegu, to ktoś wysłuchał moich próśb i w Boże Narodzenie rano spadło go wystarczająco, by znowu było biało i świątecznie. Dzisiaj też cały czas sypie i jest pięknie. W sam raz na spacer.
A więc nie zanudzam pań już dłużej tylko ubieram się ciepło, zabieram termofor pod pachę i ruszam z mym, znowu czystym psem (podczas odwilży zmieniła się z bicolora w tricolora), na poszukiwanie tego co się kryć może POD śniegiem...
Życzę miłego, pogodnego popołudnia i ostatnich świątecznych chwil w rodzinnym gronie.



czwartek, 16 grudnia 2010

Przedświąteczny czas...

Oj leci ten czas nieubłaganie. Ledwo był listopad a tu już Święta tuż tuż... I czego by nie mówić o zimie i szaleństwie przedświątecznym to i tak bardzo lubię ten czas. Mimo, że mróz, ale przynajmniej śnieg pięknie się skrzy i okrywa pierzyną dachy i drzewa, bajkowy stwarza nastrój. Mimo, że w sklepach kolejki i tłok, ale to da się ominąć jak tylko się wcześniej pomyśli. Mimo, że wszystkie gospodynie szaleją z porządkami, a ja mam nieumyte okna... To wszystko nieważne. Ważne jest to, że będzie czas tylko dla rodziny. Ważne jest to, że wspólnie się zje w wigilię Bożego Narodzenia. Ważne jest to, że w zdrowiu i spokoju.
I w miłym otoczeniu. O to też trzeba zadbać.
Zaczynam stwarzać nastrój...
Oto co wymodziłam z zużytej tortownicy i szyszek.
W końcu znalazłam jej sposób na "drugie" życie.


Poduchy ożywią trochę monotonny krajobraz za oknem...


Wianki tradycyjnie zawisły na drzwiach do domu i do mieszkania.


I szyszkowe wianuszki na druciku też się odnalazły w tym otoczeniu.


To wszystko nowe rzeczy, starych z tamtego roku jeszcze nie wyciągnęłam, a tez jest tego tyle...

A teraz pozdrawiam wszystkie odwiedzające i życzę spokoju i odprężenia w ten przedświąteczny czas.
Agnieszka.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...